Po niecałych trzech dobach pobytu w
szpitalu przybyliśmy z Potomkiem do domu. O ile w szpitalu byłam
poporodowo wykończona, o tyle w domu byłam wykończona tak samo, ale już
domowo. Bycie wykończoną fizycznie w swoim naturalnym środowisku jest
daleko bardziej znośne niż ten sam stan w placówce opieki medycznej,
choćby i najbardziej klawej. Korzystając z tego stanu, który wymuszał
pozycję horyzontalną i totalne olanie wszystkiego, co nie wiąże się z
Dzieciątkiem, skupiłam się całkowicie na Dzieciątku właśnie. Nie rozpraszało już tyle rzeczy. Miła pani pielęgniarka już nie przychodziła o 5:29
mierzyć matkom ciśnienie i temperaturę. Nie zjawiała się kwadrans
później pani sprzątająca, szeleszcząc nowiuśkim workiem na śmieci. Nie
przychodził, w towarzystwie pań serwujących zupę mleczną, miły pan doktor,
coby zobaczyć, jak tam się goją krocza miłym paniom, a drzemki Potomka
nikt nie przerywał ważeniem i innymi atrakcjami. Nadszedł czas na dostrajanie się do siebie nawzajem, na dalsze budowanie więzi, na codzienne poznawanie się pełną parą. Czas uczenia się odpowiadania na potrzeby dziecka i czas uczenia się siebie w zupełnie nowej roli. Odtąd nic już nie będzie takie samo, jak było.
Odkąd Następca Tronu jest po drugiej stronie brzucha, wiem już, że nie będzie mi dane zostać perfekcyjną panią domu. Jakoś nigdy z resztą nie miałam takich ambicji. Zdaje mi się też, że moje liczne plany i marzenia o dalekich podróżach muszą trochę zaczekać. Ale intuicja podpowiada mi, że ta najbardziej fascynująca podróż właśnie się zaczęła. Ot co!
,,Wychowanie dziecka jest jak podróż do miejsca, w którym się nigdy wcześniej nie było. Nim urodzi się dziecko, wyobrażasz sobie, jaka będzie ta podróż. Czytasz przewodniki. Planujesz drogę. Słuchasz przyjaciół, którzy już tam byli. Kiedy dziecko się urodzi i wyruszacie razem w podróż, rozpoznajesz niektóre z widoków i najważniejszych atrakcji. Jednak zarazem odkrywasz, że pod wieloma względami to miejsce nie ma nic wspólnego z przewodnikowymi opisami, a czasem w ogóle masz wrażenie, że uczestniczysz w innej wycieczce. Jednego dnia pogoda jest piękna, następnego nadchodzą rozstrajające nerwy burze. (...) Na szczęście po drodze są znaki, które mówią, czy jesteście na właściwej ścieżce. (...) Słuchając twojego dziecka, uczysz się języka. Im więcej wiesz o tej nowej, pełnej wyzwań okolicy, tym swobodniej się czujesz. Ostatecznie odkrywasz, że to cudowne miejsce i że nauczyłaś się tutaj wiele nie tylko o waszym dziecku, ale i o was samych. Rodzicielstwo, tak jak podróż, wymaga dostosowywania się do zmieniającej się sytuacji. Nie wszystko można zobaczyć, a w niektóre dni nie posuwasz się ani kroku naprzód. Ty i twoje dziecko odnajdziecie własną marszrutę. Jeśli jesteście elastycznie i uważni, u kresu drogi będzie was łączyć więź rodzica i dziecka". (W. i M. Sears, "Księga Rodzicielstwa Bliskości")
Odtąd nic już nie będzie takie samo... To zdanie, w identycznym lub podobnym brzmieniu, spotykałam niejednokrotnie na swojej ciążowej drodze. W szkole rodzenia, w książkach i oczywiście w niezastąpionych internetach. Nic już nie będzie takie samo... Nic nie będzie takie, jak wcześniej... Wszystko się zmieni.... Ciężarna Matko, jeśli to czytasz, wiedz że (nie, nie dzieje się nic złego;) )... No wiadomo, że nie będzie tak samo, jak przed pojawieniem się Potomka! Będzie inaczej, jeszcze weselej, jeszcze ciekawiej. Będzie też trudniej, czasem bardziej płaczliwie. Będzie głośniej. Będzie inaczej pachniało. Będzie ogromny chaos. I chwile niezmąconego spokoju. Będą pieluchy, które kończą się nagle i bez uprzedzenia. Będą stosy prania, które nie chce się samo powiesić i uprasować. Będą gile i łzy. I zasiusiane prześcieradło. Będą piękne uśmiechy i wesołe piski. Nieprzespane noce i przeleniuchowane dni. Totalne zmęczenie. I energia, o którą się nawet nie podejrzewałaś. Będziesz podpierać się nosem i zasypiać z twarzą w talerzu wystygłej zupy, by za chwilę tańczyć z dzieckiem w ramionach. Będzie kupa śmiechu i kupa na ubranku. Po tysiąckroć będziesz sprawdzać, czy dziecko oddycha, gdy śpi i czy woda do kąpieli jest w sam raz. Przez trzy dni będziesz pisać jednego posta na bloga, bo zawsze będzie coś ważniejszego do zrobienia (np. patrzenie, jak Dziecko uśmiecha się przez sen). Będzie inaczej, to fakt.
I twoje ciało będzie inne, zmienione. Pierwsze Dziecko przeszło bowiem drogę, której nikt jeszcze nie przeszedł. Przetarło szlak. Jest pionierem. Zostawiło ślady, pamiątki mówiące, że tędy szedł Człowiek. Rozstępy, linea negra, szersza miednica, szwy. To wszystko to taki podpis "Tu byłem". Znaki trudu i wysiłku, jakie stały się udziałem Dziecka i Matki. Chorągiewka zatknięta na zdobytym szczycie. A to dopiero początek wyprawy! I twój mężczyzna będzie inny, niby ten sam, ale jednak jakiś zmieniony. I nawet pies jakiś taki poporodowy. Wszystko się po prostu ubobasowi! To jest uniemowlakowienie rzeczywistości i tyle, normalne, tak właśnie ma być i tak jest dobrze.
LeMatka dopiero rozpoczyna wyprawę i postanawia: niczego nie planować, zaakceptować zmienność i dbać, by niezmienna była tylko jedna rzecz: Miłość i Harmonia wewnątrz naszego stadka.
A zatem, wszystko się zmieni... Mam też wrażenie, że w najbliższym czasie nie zrobię kariery naukowej. Mój doktorat leży odłogiem. I przyznam, że z ogromną frajdą, podekscytowaniem radochą wybieram karierę bycia mamą. Będę pisać doktorat z Macierzyństwa. To dla mnie zaszczyt i wyzwanie takie, że ho ho! I jeszcze raz ho!
p.s. Wszystko się zmieni... Nic nie będzie takie samo... No, z tym "wszystko" i "nic", to lekka przeginka. Bo otóż gdy wróciłam z Pierworodnym ze szpitala okazało się, że: kapcie stoją tam, gdzie je porzuciłam, udając się do szpitala w celu zrodzenia Dziedzica; sąsiadka nadal rzuca pety za okno; światło słoneczne pada na ściany naszego pokoju dokładnie tak samo, jak w zeszłym roku o tej samej porze; na Zachodzie bez zmian.
p.s.II. Tak. Tego posta pisałam trzy dni.
Odkąd Następca Tronu jest po drugiej stronie brzucha, wiem już, że nie będzie mi dane zostać perfekcyjną panią domu. Jakoś nigdy z resztą nie miałam takich ambicji. Zdaje mi się też, że moje liczne plany i marzenia o dalekich podróżach muszą trochę zaczekać. Ale intuicja podpowiada mi, że ta najbardziej fascynująca podróż właśnie się zaczęła. Ot co!
,,Wychowanie dziecka jest jak podróż do miejsca, w którym się nigdy wcześniej nie było. Nim urodzi się dziecko, wyobrażasz sobie, jaka będzie ta podróż. Czytasz przewodniki. Planujesz drogę. Słuchasz przyjaciół, którzy już tam byli. Kiedy dziecko się urodzi i wyruszacie razem w podróż, rozpoznajesz niektóre z widoków i najważniejszych atrakcji. Jednak zarazem odkrywasz, że pod wieloma względami to miejsce nie ma nic wspólnego z przewodnikowymi opisami, a czasem w ogóle masz wrażenie, że uczestniczysz w innej wycieczce. Jednego dnia pogoda jest piękna, następnego nadchodzą rozstrajające nerwy burze. (...) Na szczęście po drodze są znaki, które mówią, czy jesteście na właściwej ścieżce. (...) Słuchając twojego dziecka, uczysz się języka. Im więcej wiesz o tej nowej, pełnej wyzwań okolicy, tym swobodniej się czujesz. Ostatecznie odkrywasz, że to cudowne miejsce i że nauczyłaś się tutaj wiele nie tylko o waszym dziecku, ale i o was samych. Rodzicielstwo, tak jak podróż, wymaga dostosowywania się do zmieniającej się sytuacji. Nie wszystko można zobaczyć, a w niektóre dni nie posuwasz się ani kroku naprzód. Ty i twoje dziecko odnajdziecie własną marszrutę. Jeśli jesteście elastycznie i uważni, u kresu drogi będzie was łączyć więź rodzica i dziecka". (W. i M. Sears, "Księga Rodzicielstwa Bliskości")
Odtąd nic już nie będzie takie samo... To zdanie, w identycznym lub podobnym brzmieniu, spotykałam niejednokrotnie na swojej ciążowej drodze. W szkole rodzenia, w książkach i oczywiście w niezastąpionych internetach. Nic już nie będzie takie samo... Nic nie będzie takie, jak wcześniej... Wszystko się zmieni.... Ciężarna Matko, jeśli to czytasz, wiedz że (nie, nie dzieje się nic złego;) )... No wiadomo, że nie będzie tak samo, jak przed pojawieniem się Potomka! Będzie inaczej, jeszcze weselej, jeszcze ciekawiej. Będzie też trudniej, czasem bardziej płaczliwie. Będzie głośniej. Będzie inaczej pachniało. Będzie ogromny chaos. I chwile niezmąconego spokoju. Będą pieluchy, które kończą się nagle i bez uprzedzenia. Będą stosy prania, które nie chce się samo powiesić i uprasować. Będą gile i łzy. I zasiusiane prześcieradło. Będą piękne uśmiechy i wesołe piski. Nieprzespane noce i przeleniuchowane dni. Totalne zmęczenie. I energia, o którą się nawet nie podejrzewałaś. Będziesz podpierać się nosem i zasypiać z twarzą w talerzu wystygłej zupy, by za chwilę tańczyć z dzieckiem w ramionach. Będzie kupa śmiechu i kupa na ubranku. Po tysiąckroć będziesz sprawdzać, czy dziecko oddycha, gdy śpi i czy woda do kąpieli jest w sam raz. Przez trzy dni będziesz pisać jednego posta na bloga, bo zawsze będzie coś ważniejszego do zrobienia (np. patrzenie, jak Dziecko uśmiecha się przez sen). Będzie inaczej, to fakt.
I twoje ciało będzie inne, zmienione. Pierwsze Dziecko przeszło bowiem drogę, której nikt jeszcze nie przeszedł. Przetarło szlak. Jest pionierem. Zostawiło ślady, pamiątki mówiące, że tędy szedł Człowiek. Rozstępy, linea negra, szersza miednica, szwy. To wszystko to taki podpis "Tu byłem". Znaki trudu i wysiłku, jakie stały się udziałem Dziecka i Matki. Chorągiewka zatknięta na zdobytym szczycie. A to dopiero początek wyprawy! I twój mężczyzna będzie inny, niby ten sam, ale jednak jakiś zmieniony. I nawet pies jakiś taki poporodowy. Wszystko się po prostu ubobasowi! To jest uniemowlakowienie rzeczywistości i tyle, normalne, tak właśnie ma być i tak jest dobrze.
LeMatka dopiero rozpoczyna wyprawę i postanawia: niczego nie planować, zaakceptować zmienność i dbać, by niezmienna była tylko jedna rzecz: Miłość i Harmonia wewnątrz naszego stadka.
A zatem, wszystko się zmieni... Mam też wrażenie, że w najbliższym czasie nie zrobię kariery naukowej. Mój doktorat leży odłogiem. I przyznam, że z ogromną frajdą, podekscytowaniem radochą wybieram karierę bycia mamą. Będę pisać doktorat z Macierzyństwa. To dla mnie zaszczyt i wyzwanie takie, że ho ho! I jeszcze raz ho!
p.s. Wszystko się zmieni... Nic nie będzie takie samo... No, z tym "wszystko" i "nic", to lekka przeginka. Bo otóż gdy wróciłam z Pierworodnym ze szpitala okazało się, że: kapcie stoją tam, gdzie je porzuciłam, udając się do szpitala w celu zrodzenia Dziedzica; sąsiadka nadal rzuca pety za okno; światło słoneczne pada na ściany naszego pokoju dokładnie tak samo, jak w zeszłym roku o tej samej porze; na Zachodzie bez zmian.
p.s.II. Tak. Tego posta pisałam trzy dni.